poniedziałek, 7 lutego 2011

Gdy milkną działa

"Gdy milkną działa - koniec wojny na Zachodzie"

Wielka Wojna, inaczej zwana I Wojną Światową była niewątpliwie jedną z krwawszych wojen na świecie. Przez 4 lata, na froncie Zachodnim śmierć i rany ponosiły setki tysięcy żołnierzy obu stron, walcząc o każdy metr, składając daninę najwyższej ceny w sprawie, która była dziełem polityków i dyplomatów. Niekończące się linie okopów i zasieków z drutu kolczastego, wielogodzinne nawały artyleryjskie, walka na bagnety  są jednymi z wielu symboli tej wojny.



Jednak nadchodzi czas, gdy gospodarka nie może już sprostać wymaganiom wojny a do walki nie można już rzucić nowych rekrutów. Wyczerpują się zasoby ludzkie, surowce i materiały. Na ma ich czym zastąpić. Brak zwycięstw, walki pozycyjne na wykrwawienie,  gospodarka podporządkowana na potrzeby armii, kolejne listy z zawiadomieniem o bohaterskiej śmierci syna, męża...

Tym czasem po drugiej stronie do gry włącza się Ameryka- nowe zasoby ludzkie, potężna gospodarka. Naprzeciw zmęczonym dywizjom Niemieckim stają świeże oddziały Amerykańskie. Alianci wystawiają setki nowych maszyn, samolotów i nowej broni - czołgów.

Niemiecki przemysł na przeciw setek wozów pancernych aliantów mogło wystawić zaledwie kilkadziesiąt egzemplarzy które w razie zniszczenia nie mogły być zastąpione nowymi.

"Jest tutaj tak wielu lotników i tacy czują się bezpieczni, iż na pojedynczych żołnierzy polują jak na zające. Na każdy niemiecki samolot przypada co najmniej pięć angielskich i amerykańskich. Na jednego wygłodzonego, znużonego niemieckiego żołnierza w okopie przypada pięciu mocnych, świeżych u przeciwnika. Na jeden bochen razowego chleba przypada pięćdziesiąt puszek konserw mięsnych po tamtej stronie. " [1]

Nie ma ich kto zatrzymać.  Ale politycy mają inne zdanie. Wojnę należy kontynuować, wysyłać nowe dywizje. Ale te nowe  oddziały niewiele mają wspólnego z dumną pruską armią z 1914 roku . Do walki posyła się rannych i inwalidów zdolnych do trzymania broni. Zaniża się roczniki poborowe.

Ludzkie życie niewiele znaczy dla polityków. Dla nich najważniejsze były liczby - nie interesowało ich kto zasila szeregi. W polityce operuje się liczbami - im więcej tym większy podziw wzbudzają. O żołnierzach można przemilczeć. Jednak wojny  nie da się oszukać.  Rekruci słabo przygotowani stają się szybkim celem dla wiernej towarzyszki wojny- Śmierci.

"Chociaż potrzeba nam posiłków, więcej niemal roboty mamy z rekrutami niźli pomocy z ich strony. Są bezradni na tym terenie ostrych ataków i padają jak muchy, Dzisiejsza wojna pozycyjna wymaga wiadomości i doświadczeń, trzeba mieć zrozumienie dla samego terenu, trzeba chwytać odmiany pocisków, ich szmery i działanie, trzeba z góry umieć oznaczyć, gdzie się wryją, jak się rozprysną i jak się można przed nimi uchronić.


Ta młoda rezerwa, oczywista, nie wie nic prawie o tym wszystkim. Zostaje zdziesiątkowana, gdyż zaledwie potrafi odróżnić szrapnel od granatu. Ludzie bywają koszeni do cna, gdyż z trwogą nasłuchują skowytu niegroźnych, wielkich, daleko w tyle ryjących się bomb, a puszczają mimo uszu gwiżdżące, cichutkie brzęczenie drobnych, płasko rozpryskujących się bestii. Skupiają się w gromadkę, jak owce, zamiast rozbiec się pojedynczo.


Ściska człowieka za gardło, kiedy patrzy, jak zrywają się z miejsca i biegną,  i padają, chciałoby się spuścić im lanie, że tacy są głupi, wziąć ich za ramiona i zabrać stąd, gdzie nie dla nich jest miejsce. Ubrani są w szare kurtki i spodnie, i buty, ale u większości mundur jest za szeroki, luźno dynda wokół członków, barki są za szczupłe, ciała za drobne. Na każdego starego, doświadczonego żołnierza przypada pięciu do dziesięciu rekrutów.[...]" [2]

Listopad 1918 roku miał być przełomowy. Zamieszki w Hamburgu, Monachium, Bremie i innych miastach, bunt marynarzy w Kolonii, rewolucja w Berlinie oraz rosnące zagrożenie interwencji bolszewickiej która otwarcie zapowiadał Lew Trocki zmusiły dowództwo i polityków do rozpoczęcia rozmów pokojowych, których ostatecznym wynikiem był Traktat Wersalski.




Przypisy

1;2 - Erich Remarque "Na Zachodzie bez zmian", Kraków 1974

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz